Collins Dictionary ogłosił właśnie słowo roku 2025. Nie jest to termin techniczny ani optymistyczna wizja przyszłości. To „slop” – słowo, które trafnie opisuje jeden z największych współczesnych problemów cyfrowego świata: zalew kiepskich, bezwartościowych treści tworzonych przez systemy sztucznej inteligencji. To wybór, który mówi więcej o naszych obawach niż nadziejach związanych z rozwojem technologii.
Co dokładnie oznacza „slop” w kontekście AI?
W swoim podstawowym znaczeniu „slop” odnosi się do czegoś rozlanego, niechlujnego lub niskiej jakości pożywienia. W nowym, cyfrowym kontekście termin ten został zaadaptowany do opisywania materiałów generowanych przez modeje językowe i inne narzędzia AI, które są masowo produkowane, pozbawione głębi i prawdziwej wartości dla odbiorcy. To treści, które istnieją głównie po to, aby wypełnić pustkę – artykuły pełne ogólników, obrazy o dziwnej anatomii, odpowiedzi, które brzmią poprawnie, ale nie niosą żadnego autentycznego insightu.
Od społecznościowych żartów do głównego nurtu
Początkowo „slop” funkcjonował jako żargon w wąskich kręgach internetowych, szczególnie wśród osób krytycznie obserwujących rozwój generatywnej sztucznej inteligencji. Użytkownicy platform społecznościowych używali tego określenia, by piętnować oczywiste, nieudolne lub bezmyślnie stworzone dzieła AI, które zalewały sieć. Jednak w ciągu ostatniego roku słowo wyszło poza niszę i trafiło do szerokiego obiegu, co odzwierciedla skalę zjawiska. Jego oficjalne uznanie przez słownik Collins potwierdza, że nie jest to już marginalny trend, lecz istotne zjawisko kulturowe i technologiczne.
Dlaczego „slop” stał się tak powszechny?
Ekspansja treści typu „slop” nie jest przypadkowa. Napędzają ją konkretne, ekonomiczne czynniki oraz łatwy dostęp do zaawansowanych narzędzi. Tworzenie autorskich, wysokojakościowych materiałów wymaga czasu, wiedzy i wysiłku. Generowanie treści za pomocą AI jest natomiast tanie, szybkie i skalowalne niemal bez ograniczeń. Ta dysproporcja zachęca do nadużyć.
Ekonomia zalewania sieci śmieciami
Wiele podmiotów w sieci kieruje się logiką ilości, a nie jakości. Chodzi o przyciągnięcie uwagi algorytmów wyszukiwarek i platform społecznościowych, aby generować ruch i przychody z reklam. W takim modelu biznesowym liczy się objętość i częstotliwość publikacji. Głębia, dokładność czy oryginalność schodzą na dalszy plan. Sztuczna inteligencja stała się idealnym narzędziem do realizacji tej strategii, pozwalając na produkcję ogromnych ilości tekstu, obrazów czy filmów przy minimalnych kosztach. Rezultatem jest właśnie „slop” – cyfrowy odpowiednik fast foodu, który zaspokaja głód algorytmu, ale nie dostarcza wartości odżywczych człowiekowi.
Pułapka pozornej autorytatywności
Kolejnym problemem jest forma, jaką przybierają te treści. Zaawansowane modele językowe potrafią naśladować styl autorytatywny, akademicki czy dziennikarski. Generują teksty pełne pozornie logicznych argumentów, sformatowane z nagłówkami i punktami. Dla nieuważnego czytelnika może to wyglądać na wiarygodne źródło. W rzeczywistości jednak pod tą powłoką profesjonalizmu często kryje się pustka, powielanie stereotypów lub mieszanie faktów. To sprawia, że „slop” bywa szczególnie zwodniczy i trudny do natychmiastowego rozpoznania.
Konsekwencje dla internetu i odbiorców
Dominacja treści niskiej jakości ma realny, negatywny wpływ na ekosystem informacyjny i doświadczenie użytkowników. Sieć, która miała być biblioteką ludzkiej wiedzy i kreatywności, zaczyna przypominać wysypisko, w którym trudniej znaleźć wartościowe elementy.
Erozja zaufania i pogłębienie dezinformacji
Gdy użytkownicy wielokrotnie trafiają na bezwartościowe lub wprowadzające w błąd materiały oznaczone jako artykuły, poradniki czy recenzje, ich ogólne zaufanie do treści online maleje. To zjawisko dodatkowo pogłębia kryzys dezinformacji. „Slop” często zawiera nieścisłości lub całkowicie zmyślone informacje, które następnie są bezrefleksyjnie kopiowane i powielane przez inne automaty, tworząc zamknięte pętle fałszywych danych. Walka z tym algorytmicznym szumem staje się coraz trudniejsza.
Wypieranie autorskiego głosu człowieka
Masowa produkcja algorytmicznych treści wypacza także zasady konkurencji. Twórcy, którzy inwestują czas w rzetelne badania, unikalne przemyślenia i autorską narrację, mogą zostać zagłuszeni przez lawinę tańszego, szybciej produkowanego „slopu”. Algorytmy promujące świeżość i częstotliwość publikacji mogą niepotrzebnie faworyzować ilość nad jakością, marginalizując prawdziwą kreatywność i ekspertyzę.
Wybór słowa „slop” na słowo roku to wyraźny sygnał ostrzegawczy od społeczeństwa. Pokazuje, że pomimo zachwytu nad możliwościami AI, rośnie świadomość jej negatywnych skutków ubocznych dla kultury i informacji.
Czy możemy coś z tym zrobić?
Sytuacja nie jest beznadziejna, ale wymaga świadomego działania ze strony twórców, platform, użytkowników i prawdopodobnie regulatorów. Pierwszym krokiem jest właśnie nazwanie problemu – i tu wybór Collins Dictionary pełni kluczową rolę. Świadomość istnienia „slopu” pozwala na jego identyfikację i krytyczną ocenę.
Eksperci wskazują na potrzebę rozwoju i stosowania lepszych narzędzi do wykrywania oraz oznaczania treści generowanych przez AI. Równie ważne jest promowanie i wynagradzanie autentycznej, ludzkiej twórczości oraz wartości merytorycznej. Jako użytkownicy powinniśmy ćwiczyć zdrowy sceptycyzm, sprawdzać źródła i wspierać platformy, które stawiają na jakość. Ostatecznie, przyszłość internetu zależeć będzie od tego, czy priorytetem będzie znaczenie, czy tylko objętość.
Ogłoszenie „slopu” słowem roku 2025 to nie atak na sztuczną inteligencję jako technologię. To raczej komentarz na temat sposobu, w jaki ją wykorzystujemy. Sama AI jest narzędziem – może służyć do tworzenia przełomowych odkryć i pięknych dzieł, ale równie łatwo można jej użyć do zaśmiecania wspólnej przestrzeni informacyjnej. Wybór tego właśnie terminu to wezwanie do refleksji i bardziej odpowiedzialnego rozwoju technologii, który będzie służył ludziom, a nie tylko wskaźnikom engagement.




